sobota, 14 września 2013

Rozdział IV

    Louis jeszcze spał, kiedy odezwał się znienawidzony przez niego dźwięk. Głos budzika narastał i coraz bardziej zaczynał irytować chłopaka. Z zamkniętymi oczami podniósł rękę i leniwie opuścił ją nad budzikiem, naciskając przycisk "wyłącz".
9 rano.
Tak, to dobra pora żeby zacząć marnować swoje życie tego dnia.
Wstał niechętnie i powędrował do łazienki. Biorąc prysznic podśpiewywał.
Co jak co, ale śpiewanie szło mu cholernie dobrze. Bez żadnych lekcji i tym podobnych. Był doskonałym śpiewakiem. Marzyła mu się wielka kariera solowa. Chciał być jak Michael, czy Elvis.

Chciał być legendą. 

    A co robił w tym kierunku? No cóż, prawdę mówiąc niewiele. Nagrywał covery, które razem z pomocą Stana, najlepszego przyjaciela montował i wrzucał na Youtube'a. Miał nadzieję, że pewnego dnia jakiś sławny producent zobaczy w nim prawdziwy talent i sam zaproponuje mu współpracę.

    Zakręcił powoli dopływ ciepłej wody, pozwalając, aby ta chłodniejsza oblała jego ciało, powodując lekkie dreszcze. Wytarł dokładnie ciało i zarzucił na siebie zwiewny T-shirt i szorty, bo - jak zdążył zauważyć - za oknem było całkiem ciepło.
Śniadanie! - usłyszał wołanie z dołu. Jedyny plus wstawania tak wcześnie - pyszne śniadanie wprost z rąk mamy. Ona najlepiej wiedziała co lubi jej "LouLou" . Nie lubił kiedy tak do niego mówiła, wolał po prostu "Lou" lub "Louis", ale rodzice są uparci.
Skacząc w dół schodów od razu rozpoznał zapach smażonych jajek na bekonie. Wchodząc do kuchni ucałował mamę w policzek i powiedział "dzień dobry" w stronę stołu, gdzie prawie wszystkie miejsca były zajęte przez jego siostry, pałaszujące to co było na talerzach. Zajął miejsce obok Fizzie, po czym dodał "smacznego" na co każdy odpowiedział mu tym samym. Zjadł swoją porcję, odłożył talerz i z powrotem pobiegł na górę.

    Jak co dzień włączył komputer. Większość swojego wolnego czasu spędzał w ten sposób. Mało kiedy przebywał na zewnątrz. Całymi dniami siedział w pokoju. Odkąd Stan ma dziewczynę Louis nie ma z kim się spotkać. Ten ciągle nie ma dla niego czasu. Najlepsi przyjaciele na zawsze. Najwyraźniej zawsze skończyło się 4 miesiące temu. Teraz Lou siedzi sam w pokoju, mając jedynie muzykę. Wpisał w wyszukiwarkę "The Fray" i kliknął enter. Był ich wielkim fanem. Znał każdą piosenkę. Każdą nutę. Marzył by być na ich koncercie, ale to przecież niemożliwe. Na samą myśl o atmosferze panującej na ich koncertach przeszły go dreszcze. Tak bardzo chciał się tam znaleźć.

    Zaciekawiony kliknął filmik "The Fray on tour" Wygłupy, ciągłe śmiechy, żarty. To wcale nie przypomina tras koncertowej. Oni bawią się jak przyjaciele. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Brunet obejrzał cały filmik w skupieniu. Dokładnie analizował każdy detal. Był zdziwiony.
Włączył kolejny film, następny i jeszcze jeden. Obejrzał wszystkie. Nim się zorientował, za oknem zrobiło się ciemno. Światło lamp ulicznych wpadało do jego pokoju tworząc przyjemną atmosferę. Jedynie one i lampka stojąca w rogu, na nocnej szafce sprawiały, że pokój nie był pogrążony w ciemnościach.  
    Chłopak zaczął coraz bardziej wiercić się na krześle. Coś uniemożliwiało mu znalezienie odpowiedniej pozycji. Poczuł ukłucie w okolicach klatki piersiowej, jednak je zignorował. Pomyślał, że przez jego zmyślne ułożenia ciała. Jednak ból zaczął narastać i coraz bardziej przeszkadzać chłopakowi. Było dosyć późno, jego mama pewnie już spała, więc nie pomoże mu w znalezieniu odpowiedniego środka przeciwbólowego. Lou powoli wstał z krzesła zginając się w pół, aby choć trochę załagodzić ból. Wolno ruszył w stronę drzwi, nacisnął na klamkę, by znaleźć się w pięknym korytarzu.
    W dzieciństwie było to jego ulubione pomieszczenie. Na ścianach znajdowała się tapeta z delikatnymi kwiatowymi akcentami w kolorze wschodzącego słońca. Lou uwielbiał urządzać tu wyścigi samochodowe ze swoimi kolegami. Przedpokój był wystarczająco długi na takie zabawy. Kiedyś, biegnąc do swojego pokoju ze szklanką soku porzeczkowego, wylał kilka kropli na dywan. Spanikowany uciekł do siebie, a winę zrzucił na siostrę. Jednak mama wiedziała kto był sprawcą i za karę Louis musiał szorować plamę. Niestety ślad po niej został, ale to chyba dobrze, bo ciągle przypomina mu o wspaniałym dzieciństwie.
    Ostrożnie ruszył w stronę schodów, kurczowo trzymając się ręką barierki, jakby bał się spaść. Powoli stawiał kolejne kroki w dół. Ucisk w klatce narastał, a Lou wcale nie był z tego powodu zadowolony. Wreszcie przekroczył próg łazienki, w której mama trzymała wszelakie tabletki, maści i inne leki. Sięgnął po pierwsze z brzegu opakowanie z napisem "lek przeciwbólowy" i ruszył w stronę kuchni po szklankę wody. Wrócił do łóżka. Wyłączywszy wcześniej komputer położył się na miękkiej, aksamitnej pościeli. Zimny dotyk poszewki wydawał się choć trochę łagodzić ból. Louis starał się zasnąć, jednak przypomniał sobie, że jest w ubraniach. Przebrał się w piżamę w kratę i rzucił się na łóżko, szczelnie okrywając się kołdrą. Dzisiejsza noc była zimna, a przynajmniej chłodniejsza od poprzednich. Chłopak ciągle się wiercił. Ból nie dawał mu spać. Jednak kiedy w końcu zasnął, usłyszał piski.
    Krzyki dziewczyn, oślepiające światła, głośna muzyka. Czuł się jak na koncercie. Ale wcale nie stał w tłumie. Był na scenie.(dajcie znać, że przeczytaliście, wpisując w komentarzu "Nice") W swojej prawej ręce trzymał mikrofon. Rozglądał się na wszystkie strony. Wtem zobaczył 5 chłopaków idących w stronę publiczności. Piski narastały. Chciał uciec, ale jakaś niewidzialna siła jakby trzymała go w tym miejscu. Odwrócił się w stronę instrumentów. Stały tam klawisze, dwie gitary i perkusja. Na każdym z nich ktoś grał, ale melodię było słychać jak przez ścianę. Każdy z 5 wykonawców śpiewał, ale Lou nie słyszał słów piosenki. Jeden z nich wyglądał, hm, znajomo? Przypominał mu siebie? Ale on nigdy nie ubrałby czerwonych, obcisłych spodni oraz szelek. Nie widział twarzy reszty. Jakby nagle mgła pokryła ich w całości. Obejrzał się przez ramię, w stronę fanek. Płakały. Niektóre trzymały transparenty, flagi, inne krzyczały ze szczęścia, kiedy jeden z nich spojrzał na nie. Wow. Pomyślał i poczuł jakby ktoś przeszedł przez niego. Wtedy zdał sobie sprawę, że nikt go nie widzi, że jest tylko duchem i może zrobić co zechce, prócz opuszczenia pomieszczenia, czyli niewiele. Usiadł na brzegu sceny, tak aby móc sięgnąć ręką w stronę pewnej dziewczyny. Była cała zapłakana. Otarł jej łzę opuszkiem palca, zszedł na dół i przytulił ją. Teraz wie jak czułby się na koncercie The Fray. Chyba wyglądałbym tak samo jak ty, i tak samo potrzebowałbym uścisku - rzekł trzymając ją nadal w ramionach. Zapomniał, że przecież nikt go nie widzi, a tym bardziej nie słyszy.
Stanął koło barierki aby mieć lepszy widok. Rozejrzał się dookoła, a pojedyncza łza spłynęła po jego różowym z gorąca policzku. Jego oczom ukazał się podobny obraz, jak w filmikach, które oglądał cały dzień. Wygłupy, żarty, mnóstwo zabawy i najważniejsze - muzyka - to co wszyscy z nich tak bardzo kochają.
Ból w klatce piersiowej powrócił. Nagle ze sceny zaczął znikać chłopak, który był podobny do niego. Odłożył mikrofon, spuścił wzrok, a na jego twarzy pojawił się smutek. Jego obraz był coraz bardziej zamazany, aż w końcu zniknął na dobre. Wtedy Lou poczuł okropny ucisk, mocniejszy od tych poprzednich. Sala ucichła, muzyka także. W oczach pozostałej czwórki był ból i cierpienie. Bez niego to już nie był ten sam zespół. Fani zaczęli płakać, tym razem wszyscy. Całą salę wypełniały gorzkie szlochy. Nawet muzycy podłożyli swoje instrumenty chcąc kierować się na backstage. Wtem Louis wbiegł na scenę. Zaczął krzyczeć machać rękami, jego oczy były przepełnione łzami. Nie miał pojęcia dlaczego tak sie zachował, ale chciał za wszelką cenę zatrzymać to wszystko. Pozostałą piątkę widział jak przez mgłę, obraz stawał się coraz bardziej zamazany, aż w końcu na scenie pozostał tylko jeden z nich. Odwróciwszy się w stronę instrumentów, gestem ręki nakazał wrócić im do instrumentów i grać. Zaczął śpiewać. Na sali panowała taka sama atmosfera jak kilka minut temu. Znów wszyscy śpiewali, krzyczeli, cieszyli się. Na twarzy chłopaka, który został, był wymalowany smutek. Nie cieszył się występem tak, jak wtedy gdy był z przyjaciółmi.

Lou gwałtownie otworzył oczy. Sięgnął po telefon i ostrożnie sprawdził godzinę, aby jasny ekran nie raził go w oczy. Godzina 0:18. Więc minęło zaledwie kilkanaście minut? Przez jego głowę powoli przelatywały myśli, jak klatki z filmu. Poukładał sobie wszystko i wreszcie zrozumiał. Zrozumiał ból w klatce piersiowej. Zrozumiał też, że ten chłopak nie chciał być sam. Czerpał radość z zabawy z przyjaciółmi. I Louis też tego chciał. Był tego pewny, jak niczego innego.

__________________________________________
no więc.. wow. jak długi wyszedł :D ale to chyba dobrze. zostawcie komentarz.
lovyal xx

czwartek, 29 sierpnia 2013

Uwaga

Z racji, że wróciłam do domu zrobiłam sobie małe wakacje. Kolejny rozdział pojawi się we wrześniu, jak tylko będę mieć więcej czasu na dokończenie go. Naprawdę bardzo bardzo przepraszam, że mówię wam o tym dopiero teraz.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział III

Harry przewracał się z boku na bok, cały zalany potem.

Miał koszmar.

Szarpiąc się wykrzykiwał nikomu nieznane imiona. Krzyczał że tego nie chce, że wszystko musi być tak jak dawniej. W kącikach oczu miał łzy które powoli spływały po policzkach. Gemma złapała go za ramiona, lekko potrząsła, próbując obudzić brata.

Na darmo.
Zaczęła krzyczeć.

Dopiero jej wrzaski pomieszane ze szlochaniem obudziły lokatego. Podniósł jedną powiekę i spojrzał ze zdziwieniem na mamę, siostrę i Roba.
Spytał co tutaj robią, czemu Gemma płacze.

Jak gdyby nigdy nic.
Jakby nie miał pojęcia co działo się z nim przez ostatnie pół godziny.

Wszyscy byli zszokowani zachowaniem Harry'ego. Poprosił rodzinę aby opuścili jego pokój. Wyrwany ze snu, a raczej koszmaru, nadal strasznie zmęczony opadł na łóżko z zamiarem przespania kilku godziny które mu zostały oraz całego poranka.
Sobota to jedyny dzień kiedy Harry może nie robić nic pożytecznego i nie zostanie ukarany.

Jest bardzo dobrym uczniem. Jednak mimo tego jego mama jak przynajmniej raz w tygodniu wzywana do szkoły. Jednym razem chłopak przykleił nauczycielkę do krzesła, a następnym przesiadywał w parku zamiast na lekcjach.

Tego ranka Harry miał robić to co zwykle - nic.
Wstał jedynie na śniadanie które zaniósł na kanapę, gdzie usiadł, włączył telewizor i zaczął jeść. Okruszki pokrywły całą kanapę - jak koc. Nagle pojawiła się Gemma. Usiadła na "narzucie" którą usypał jej brat.
- Harry - odezwała się po chwili milczenia. Ten podniósł wzrok zza kanapki dając znak że jej słucha.
- Wszystko okay? - zaczęła niepewnie.
- Jasne - odrzekł, lekko unosząc kąciki ust.
- A co z twoim wczorajszym snem? - spytała przewracając w palcach kawałek materiału bluzki. Nie patrzyąl na brata.
- Nie mam pojęcia. Kiedy się obudziłem byliście w moim pokoju, ty płakałaś.. - odparł połykając ostatni kęs kanapki.
- Nic nie pamiętasz? Kiedy weszłam do twojego pokoju, krzyczałeś. Bałam się o ciebie, dlatego zawołałam mamę.
- Co krzyczałem? - zapytał z ciekawością.
- Jakieś imiona. Louis..Niall..Zayn, Harry, Liam? Chyba jakoś tak. I wykrzykiwałeś też kilka tytułów piosenek których nie jestem w stanie ci podać. Tylko tyle pamiętam.
-Pamiętam ich głosy. Nie wiem kim są, ale słyszałem jak śpiewają. Niestety nie wiem też, co śpiewali- westchnął. Bardzo chciał dowiedzieć się kim są ci nieznajomi. -Dziękuję ci siostra. - szeroko uśmiechnął się w podzięce.
- Nie ma za co Harry - skierowała swój wzrok na zegar wiszący na ścianie. -Muszę lecieć, mały - rzuciła i ruszyła w stronę drzwi fronyowych.
- Ej, tylko nie mały! - krzyknął nie odrywając wzroku od telewizora po czym dodał - Trzymaj się!


Cały dzień wylegiwania się całkowicie odpowiadał Harry'emu, jednak chciał zrobić coś czego nigdy w życiu nie próbował.

Zjeść garść kamieni,
skoczyć na bungee,
cokolwiek.
Ale nie wiedział co.

W swoim buntowniczym życiu doświadczył już wiele i nie miał pojęcia co mógłby zrobić tym razem więc po prostu odpuścił. Udał się na górę, do swojego pokoju. Włączył komputer i zastanowił się co zrobić. Po krótkiej chwili wpisał w google "Niall" Wyskoczyło mu wiele wyników jednak żaden nie odpowiadał Harry'emu.
Chodziło o chłopaka raczej w jego przedziale wiekowym, a nie o starego faceta który odkrył coś niesamowicie nudnego. Następnie zaczął przeszukiwać internet w celu znalezienia informacji o niejakim Zaynie. Kliknął w pierwszy link, a ten przeniósł go na witrynę youtube'a.(więc dzisiejsze hasło to delicje. Nie zapomnijcie wspomnieć o nich w komentarzu) Jeden cover, drugi, nic. Piąty, szósty - to samo. Nigdzie nie rozpoznał głosu chłopaka ze snu. Z kolejnym było podobnie. Znudzony poszukiwaniami wpisał ostanie imię - Louis. Zobaczył kilka wyników. Kliknął w pierwszą propozycje - Louis singing Jar of hearts
- To nie to - powiedział sam do siebie. Był już naprawdę zmęczony.
- Okay, jeszcze tylko 3 - pomyślał.

Me singing Baby - Louis' cover  -nie
Louis sing and play piano - nie
Louis' version of "do it like a dude" - nie

- Boże ile tego jest - westchnął. Jego brzuch od kilkunastu minut dawał znak, że potrzebuje jedzenia, jednak Harry był zbyt pochłonięty, aby to zauważyć.
Spojrzał na kolejne wyniki:

Louis singing Amazed

Louis beatboxing

louistomlinson07 - Look after You cover

Louis Walsh x factor

Louis dancing to lady gagas new song

Nie obejrzał żadnego z nich.

Wyłączył komputer. Zaniepokojony dźwiękami dochodzącymi z wnętrza jego żołądka udał się do kuchni. Zjadł kilka kanapek i położył się na łóżku. Starał się zasnąć. Miał nadzieję że znów przyśnią mu się ci chłopcy, że usłyszy ich głosy i być może rozpozna gdzieś na ulicy bądź w supermarkecie.

Gdyby jednak Harry obejrzał wszystkie filmiki do końca, może znalazłby tego Lou, którego nagranie było tak blisko.
Blisko, bo zaledwie 3 w kolejce.

Ale co by wtedy zrobił? Napisał do chłopaka "Hej śniłeś mi się, szukałem cię godzinami na youtube i wreszcie znalazłem" ?

Tylko po co?
Co by to dało?
Jedynie wyszedłby na głupka.
Więc może to i lepiej dla niego, że odpuścił?



__________________________________
Witam wszystkich i przepraszam że rozdział tak późno
I zapraszam do zakładki SPAM gdzie możecie reklamować swoje blogi :)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział II

Zayn nerwowo próbował dopasować klucz do dziurki w drzwiach frontowych.
-Kurwa - krzyknął zdenerwowany.
-Halo? Kto tam jest? - usłyszał dobrze znajomy mu głos.
-Mamo, to ja Zayn. Otwórz. - poprosił.
Drzwi uchyliły się a zza nich ostrożnie wychyliła sie Pani Malik. Zayn rzucił się matce na szyję delikatnie zatapiając głowę w jej zagłębieniu. Pocałował ją w policzek.

-Tęskniłem - wyszeptał.

To prawda. Cholernie tęsknił.
Nie wiedział jedynie dlaczego.
Przecież wyszedł zaledwie przed południem.

Rodzicielka uśmiechnęła sie do syna, gestem ręki zachęcając go do dołączenia do kolacji, która od kilku chwil stygła na wielkim rodzinnym stole. Chłopak odłożył torbę na podłogę tym samym odciążając od niej swoje ramię po czym dołączył do rodziny. Kiedy wszyscy zgodnie pomodlili się i zaczęli pałaszować zawartości swoich talerzy Zayn głęboko nad czymś rozmyślał. Po chwili jednak uniósł swój wzrok w kierunku mamy z pytaniem:
-Mamo, czy wy - zawahał się, ale po chwili kontynuował - zmienialiście zamki? Nie mogłem się dzisiaj dostać do domu.
Wypuścił całe powietrze z płuc i odetchnął z ulgą. Bał się jakiejkolwiek rozmowy w obecności ojca, gdyż ta zawsze zostawała sprowadzana do tematu "braku męskości" Zayna.
-Nie, Zayn - ciepło uśmiechnęła się. -Dlaczego mielibyśmy to robić? - zadała pytanie a chłopak poczuł uścisk w klatce piersiowej. Wiedział czego sie spodziewać.
-Nawet głupiego zamka nie umiesz otworzyć?! - wrzasnął mężczyzna.

Zaczęło się. 

-Daj spokój, nie zaczynaj znów - westchnęła Trishia i rzuciła współczujące spojrzenie w kierunku Zayna.

Atmosfera stałą sie napięta. Wszyscy wstrzymali oddech, jakby bali się, że szum wypuszczanego powietrza z ich płuc zdenerwuje ojca, tym samym sprowadzając na siebie jego gniew.

-Jakie daj spokój? To nie jest facet! To baba! - zaśmiał się, a Zayn miał ochotę cisnąć mu dłonią w twarz.
-Przestań! - oprzytomniał.
W jego oczach gromadziły się łzy. Za wszelką cenę starał sie je powstrzymać. Wiedział, że będą one kolejnym powodem do wyzwisk.
-Oh, płaczesz? - zadrwił z niego ponownie. -Może mi powiesz jeszcze że jesteś gejem?
Zayn nie odpowiedział. spuścił jedynie głowę zaciskając pięści, jego knykcie pobielały.
-Jesteś pedałem? Pieprzonym lalusiem? To dlatego tak często nocujesz u swoich "kolegów"? - Chłopakowi puściły nerwy. Wstał i uderzył dłonią w stół. Wszystkie emocje, które dotychczas tłumił w sobie wypłynęły z jego ust jak rwąca rzeka.
-Może i jestem gejem! Masz z tym jakiś problem?

Ale Zayn nie był gejem. Był w stu procentach heteroseksualny. Jednak chciał zobaczyć tę złość w oczach ojca.
Zdał sobie sprawę że zachował sie tak jak on.
Nie chciał tego. Pokręcił głową. Skarcił sie w myślach za swoje zachowanie. Po policzku spłynęła mu łza. Nie mógł jej powstrzymać. Jednak ojciec jej nie dostrzegł.
Na szczęście.
Otarł ją wierzchem dłoni i pobiegł na górę do pokoju.

Tam dał upust swoim emocjom. Opadł bezwładnie na łóżko skrywając twarz w dłoniach i zaczął cicho szlochać. Chciał żeby teraz ktos przy nim był. Żeby go przytulił, nie pytał o nic, tak po prostu był.
Chciał żeby był przy nim ten blondyn.
Ten którego imienia nie pamiętał.
Jedyne co wiedział, to to że był z nim bardzo blisko. Nie tak jak twierdził ojciec. Byli najlepszymi przyjaciółmi.(Napiszcie w komentarzu "pieguski" na znak, że przeczytaliście) Mówili sobie o wszystkim, czego Zayn nie był w stanie sobie przypomnieć w tej chwili.
Uniósł delikatnie głowę, spojrzał na napis na ścianie "Evil Leprechaun" oraz na kilka fotografii, na których był z kimś, kogo chłopak w ogóle nie kojarzył, jednak osoba ta nie była mu obca.
Kim jesteś
Dlaczego za tobą tęsknię?
Dlaczego tak cholernie pragnę twojej obecności, skoro nawet cię nie pamiętam?
Szeptał raz po raz w stronę blond chłopca w ramce nad jego głową.
Jego płacz stawał sie donośniejszy z każdym wypowiadanym słowem.
Zamilkł.
Usłyszał pukanie do drzwi. Był pewny że to jego mama. Dał jej znak aby weszła. Kobieta usiadła na łózko i zaczęła mówić.
-Zayn kotku, nie przejmuj się ojcem - przytuliła go.
-Mamo, nie o to chodzi - szepnął ocierając mokre policzki rękawem.
-Więc o co? - spytała Trishia łapiąc rękę syna i spoglądając mu w oczy. Chciała dodać mu tym otuchy.
-Mamo, kim, kim - jąkał się - kim jest ten chłopak, ten ze zdjęcia? - wskazał pacem na ścianę, na którym wisiało kilka wspólnych zdjęć. -I dlaczego tak bardzo za nim tęsknię?
-Może to ktoś naprawdę ważny - oznajmiła. -Co czujesz kiedy patrzysz na te fotografie, kiedy o nim myślisz?
-Czuję pustkę. Chciałbym żeby był teraz przy mnie. Czuję, że jest moim przyjacielem. Tak. Najlepszym przyjacielem - Oczy podeszły mu łzami.  -Mamo, kim on jest? Dlaczego go nie pamiętam? - wypowiadał powoli każde słowo, gdyż były mało zrozumiane poprzez jego szloch.
-Zayn, prześpij się. Jutro o tym porozmawiamy -
Trishia zwinnie wymigała sie od odpowiedzi.
Bo co miała powiedzieć?
 "Nie wiem synku, może to twoje chore urojenia?"
- powoli ruszyła w stronę drzwi, stojąc w nich odwróciła się - Dobranoc Zayn. Śpij dobrze.

Śpij dobrze.
Śpij dobrze.
Dobrze.


Jak Zayn miał spać dobrze, skoro tęsknił za kimś kogo nawet nie znał?
Jak Zayn miał  w ogóle spać?

*
Zegarek wybił godzinę 2 nad ranem. Zayn leżał na łóżku wpatrując się w zdjęcie. Odkąd mama opuściła jego pokój nie robił nic innego. Gapił sie na te cholerne fotografie i płakał.

Bo nie mógł sobie przypomnieć tego blondyna.
Bo nie wiedział o nim nic.
Nawet jak miał na imię.

I to go bolało najbardziej.
Nie znał go, nie pamiętał, a mimo to tęsknił za nim tak cholernie mocno.

Około godziny 5 Zayn usnął.
Nareszcie.
Lub nie.
Śnił mu się chłopak ze zdjęcia. Wołał go.

"Zayn, potrzebuję cię. Nie wiem co sie dzieje. Zayn, proszę pomóż mi."

-Kim jesteś? Nie wiem jak ci pomóc.

Mulat obudził się wykrzykując te słowa. Dlaczego on go potrzebował? Dlaczego chciał pomocy?

_____________________________________________
mam nadzieję że sie podoba x
nie wiem dlaczego są takie krótkie.. jakoś nie potrafię napisać nic dłuższego. obiecuję że następne rozdziały postaram się napisać jak najdłuższe :)

środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział I


Dziwnym trafem znalazł się w domu. Pustym domu. Nie było w nim Danielle.
"Może nocuje u koleżanki" pomyślał.
Postanowił do niej zadzwonić. Wyjął telefon. Przeszukał całą książkę telefoniczną, jednak nie znalazł jej numeru. Udał się do sypialni, po mały notesik, który trzymał w szufladzie na wypadek gdyby zgubił telefon. Tam także go nie było. Na szafce nocnej nie było żadnego zdjęcia z jego ukochaną. Jego głowa zaczęła pulsować z bólu - zawsze się tak działo w burzowe dni. Usiadł na łóżku i począł delikatnie masować skroń. Sięgnął po aspirynę i szybko zasnął.
Wcześnie rano obudził go dzwonek. Zaspany, ubrany w wymięte, wczorajsze ubrania, poszedł otworzyć drzwi.
"Pan Liam Payne?" Usłyszał.
Przytaknął po czym podpisał kwitek i odebrał list. W środku znajdowała się wiadomość od jego rodziców.

"Liam, kochanie! Za 2 tygodnie przesłuchania do X Factor! Wiem jak bardzo kochasz śpiewać dlatego razem z Nicolą wypełniłyśmy za ciebie zgłoszenie! Cieszysz się prawda? Mam nadzieję że tak, bo nie da się już tego cofnąć. 
Całujemy, mama, tata, Nicola i Ruth. Xx" 

Jednak Liam wcale go nie przeczytał. Jedynie zerknął, po czym rzucił na szafkę.

Zjadł śniadanie, po czym opuścił mieszkanie zabierając jedynie kurtkę. Musiał zrobić zakupy i poszukać Danielle. Martwił się o nią. Wciąż nie wróciła do domu.

Zatrzymał się przed małym sklepem spożywczym i wszedł do środka. Do jego nosa dotarł zapach świeżego pieczywa. Zaciągnąl się nim, wziął koszyk i ruszył w stronę boskiej woni jeszcze cieplutkich bułeczek i chleba. Wkładając do torebki jedne z nich spostrzegł przed sobą burzę loków, którymi tak bardzo uwielbiał się bawić.
-Danielle! - krzyknął. Chciał ją przytulić i pocałować na przywitanie, jednak dziewczyna odepchnęla go.
-Kim jesteś? Zostaw mnie! - wrzasnęła odsuwając się kilka kroków. Wszystkie oczy były skierowane na nas.
-Danielle to ja, Liam. Nie poznajesz mnie? - szepnął z żalem w głosie. Jak mogła go nie poznać? Byli ze sobą dobre 3 lata!
-Kim jesteś? - powtórzyła dziewczyna. -Co za dziwny koleś - powiedziała bardziej do siebie i ruszyła w stronę kasy.
-Ale.. Dani.. - głos mu się łamał, a po twarzy zaczęły spływać gorzkie łzy. Koszyk wypadł mu z rąk.

Wybiegł ze sklepu, usiadł na pobliskiej ławce i zaczął cicho szlochać. Nikt mu nie pomógł. Nikt nie zwrócił na niego uwagi. Czuł się jak w 16 urodziny, kiedy żaden znajomy nie przyszedł na jego urodzinową imprezę.

Jak Danielle mogła go tak potraktować? Zachowała się jakby w ogóle nie znała Liama. W jednym momencie jego serce rozpadło się na drobne kawałeczki.

Zaczynało się ściemniać, mimo że była 15. Nad jego głową gromadziły się czarne chmury zwiastujące ogromną burzę. Pewnie chłopak zostałby w parku cały dzień, gdyby nie fakt że zaczął padać deszcz. W końcu jesteśmy w Anglii.
Liam zerwał się z ławki i w momencie znalazł się w domu. Był cały przemoczony, a jego policzki były mokre także od łez. Wziął długi, gorący prysznic, aby się ogrzać oraz postarać się zapomnieć o dzisiejszych wydarzeniach, tak jak Danielle zapomniała o nim.

Jego serce nie było puste.
Jego serca NIE było.
Odeszło, tak jak Danielle, wtedy w sklepie.

 Prawdę mówiąc, bez niej nie miał nikogo, co było kolejnym powodem do zatopienia się we własnych łzach. Zero przyjaciół, żadnej żywej duszy, której mógł się wyżalić, lub po prostu wypłakać się na ramieniu. Czuł się okropnie. Jego myśli błądziły gdzieś, po drodze zahaczając o wspomnienia związane z dziewczyną, lub jego samotnym dzieciństwem.
Przez kilka dni Liam nie opuszczał swojego łóżka. Wstawał jedynie aby przynieść sobie coś do jedzenia, lub po nową paczkę chusteczek. Miał gdzieś że za oknem wspaniała pogoda, dla niego nic już nie miało sensu. Jego mama zaczynała się martwić. Od czasu wysłanego listu nie otrzymała żadnego znaku życia od syna. Nawet głupiej rozmowy telefonicznej, która zawsze wyglądała mniej więcej tak samo. Postanowiła go odwiedzić. Kiedy tylko syn otworzył jej drzwi stanęła jak wryta. Zaczęła wypytywać co się stało. Liam szepnął jedynie "Danielle", po czym rzucił się jej w ramiona i zaczął gorzko szlochać. (Mały przerywnik: jeśli czytasz napisz w komentarzu "ciasteczka") Cały drżał na dźwięk jej imienia. Pani Payne jedynie przytuliła go i pocałowała w czoło, jak małego chłopczyka, którym był nadal w jej oczach. Kiedy tylko się uspokoił, zaparzyła im obu herbaty i zaczęła na spokojnie jeszcze raz pytać o wszystko.
-Kim jest Danielle, kochanie? - spytała siadając na przeciw syna.
-Mamo, Danielle to moja dziewczyna. Od 3 lat! - wrzasnął ze łzami w oczach.
-Liam, ale ty nie masz dziewczyny - zaczęła powoli.
-Mamo! - walnął pięścią w stół, jednak po chwili opadł na krzesło znów szlochając. -Poznaliśmy się w X Factor! Nie pamiętasz? - powiedział przez łzy.
-Liam, kochanie, ale.. ale ty odpadłeś z X Factor. 2 lata temu... - powiedziała powoli łapiąc syna za ręce.
-Mamo! Co ty wygadujesz? Jest rok 2013! Ja byłem w X Factor w 2010 roku, poznałem tam..- zatrzymał się.

No właśnie, kogo?
Liam nie pamiętał.
Pamiętał każdy szczegół, każde najmniej ważne wydarzenie w przeciągu tych 3 lat, ale nie pamiętał niczego związanego z "nieznajomymi" o których przed chwilą sam, nie wiedział czemu, powiedział.

-Liam, dziecko, co ty wygadujesz? Chyba masz gorączkę! Wiedziałam że zostawienie cię tutaj samego to głupota. Zaraz zadzwonię do Nicoli, zamieszka z Tobą.
-Mamo! - wrzasnął ponownie - Ja mam 20 lat! Nie jestem dzieckiem!
-Liam! Do jasnej anielki masz 17 lat!
-Co? - chłopak zaniemówił. Nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. Pobiegł do swojej sypialni. Ze łzami w oczach. Znów.

-Co się dzieje? Co się kurwa dzieje?! -krzyknął.
Nic z tego nie rozumiał. Jak to miał 17 lat? Jakim cudem?
W jego głowie krążyły słowa mamy:

"Kim jest Danielle?" 
"Odpadłeś z X Factor 2 lata temu"

Ze złości rzucił swoim telefonem w ścianę na przeciw niego. Smartfon odbił się od kalendarza z piłkarzami i spadł na ziemię. Liam ostrożnie podszedł do kalendarza.

Popatrzał na datę.
"2010 rok". 
Czy był zdziwiony? To mało powiedziane.

Podniósł swoją komórkę i spojrzał na popękany ekran
"2010 rok". 

-Jezus Maria - powiedział sam do siebie ledwo słyszalnie i osunął się na ziemię.

wtorek, 18 czerwca 2013

~Prolog~

-Chłopaki, nie dam rady - powtarzał po raz kolejny blondyn. 
Za oknem szalała burza, a do tego robiło się późno. Byli w studiu od samego rana nagrywając utwory na nową płytę.
- Niall, spróbuj jeszcze raz - poprosili zgodnie Liam, Harry, Zayn i Louis.Chłopak westchnął i wrócił do nagrywania swojej częsci piosenki. 

"And maybe you love yourself li..." 

- Nie dam rady - wrzasnął, po czym opadł bezwładnie na krzesło i zatopił twarz w dłoniach. Nie miał już sił. To za dużo na jego nerwy. - Niall! Przez ciebie zostaniemy tu do jutra! - krzyknął zdenerwowany Zayn.- Przepraszam że nie jestem wystarczająco dobry! - wstał, zamknął oczy aby przyjaciele nie widzieli łez przepełniających jego błękitne oczy. 
Czy określenie "przyjaciele" było właściwe? W tym momencie nie zachowali się tak, aby można było ich określić tym mianem. 
- Niall to nie tak.. - tłumaczył się Mulat. - Przepraszam, ja, ja nie chciałem. Ja wcale tak nie myślę, Niall.. - chwycił jego dłoń próbując go zatrzymać przed opuszczeniem studia.- Właśnie tak myślisz, Zayn. Wszyscy tak myślicie - wrzasnął ocierając łzę spływającą po jego policzku. - Nie jestem wystarczająco dobry aby być w zespole - szepnął nieco ciszej.- To nieprawda! - wrzasnął Liam.- Prawda! - odkrzyknął Niall. 
Przez okno do studia, po którym spływały krople deszczu wpadało światło pojedynczych błyskawic. Niall czuł się coraz gorzej. 


Zawsze uważał pójście do X Factor za głupotę. Według niego nie miał talentu. Śpiewał tylko dla siebie i to mu wystarczało. Ale coś go podkusiło i tego dnia wypełnił zgłoszenie. Teraz wolałby to wszystko cofnąć. 
Ruszył w stronę drzwi, jednak odwrócił się i krzyknął:
-
 Żałuję że jestem w One Direction! Żałuję że was poznałem! Chciałbym aby to wszystko się nigdy nie zdarzyło! - po czym wyszedł ze studia. 


Wtem wielki piorun uderzył w pobliżu budynku. Niall jedynie podskoczył ze strachu. Wsiadł do swojego Land Rovera i wrócił do mieszkania. Przemierzał samotnie puste ulice. 


Czuł się dziwnie. 
Nie, wcale nie z powodu chłopaków. 
Czuł, że coś jest nie tak. 


Wysiadając z samochodu z tylnej kieszeni wypadł mu portfel. Podniósł go, otworzył i popatrzył na zdjęcie swojej mamy. Brakowało mu jej. Postanowił, że jutro, z samego rana poleci do Mullingar, do rodziny. 


Jedno wydarzenie, jedna sprzeczka, kilka słów wypowiedzianych w porywie emocji. Tyle wystarczy by zniszczyć wszystko. Każdy z chłopców wrócił do domu z dziwnym uczuciem - pustką. Pustka w sercu, którą zapełnić mogą tylko przyjaciele. A co jeśli jeden z nich wypowie życzenie, które wymaże całe 3 lata ?